czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 11

Piątek
20.00


   Jak już wspominałam, każdy z zawodników Legii był inny. Każdy miał inny charakter, umiejętności i technikę gry. Nie każdy też był lubiany przez wszystkich. Jednak pewnych trzech osobników połączyła wyjątkowa rzecz.
   Kosa siedział wygodnie w fotelu. Miał zamiar obejrzeć caaaaaałą serię Resident Evil. Na tą okazję przygotował sobie miskę popcornu, butelkę coca-coli oraz telefon, co by w przerwie zamówić jakiegoś kebaba.
   Dominik ślęczał nad niezwykle interesującą książką opowiadającą o ... reumatyzmie. Tak się chłopina wciągnął, że usnął. W całym pokoju roznosiło się jego bynajmniej nie słodkie chrapanie. Trudno, taki jest los czytelnika. Okrutny.
   Zgadnijcie jednak co robił Rzeźnik? Przeglądał się w lustrze, oczywiście! Za pół godziny miał iść na randkę. Poznał w internecie ciekawą blond osóbkę. Na pierwszy rzut oka wydawała się rozgarnięta, ale kto ją tam wie.
   Kiedy tak każdy z panów zajmował się sobą, do drzwi każdego z nich zapukał pewien mężczyzna z torbą. Listonosz. W każdym przypadku padały słowa: "Dobry wieczór! Polecony!". W każdym wypadku koperta z listem opatrzona była pieczątką Polskiego Związku Piłki Nożnej i w każdym wypadku zawierała to samo. Kiedy panowie równocześnie otworzyli pakunki, wykrzyknęli jednocześnie:
- Słodki Jezu!
   Dlaczego tak zareagowali? Ha, z prostego powodu! W środku znajdowało się ... powołanie do reprezentacji. Seniorskiej, rzecz jasna. Obok nazwisk Kuby Błaszczykowskiego i Roberta Lewandowskiego, gdzieś pomiędzy Marcinem Wasilewskim a Wojtkiem Szczęsnym widniały ich nazwiska. W pierwszej chwili: nieokiełznana euforia, bezgraniczna radość, zalew dopaminy. W końcu to jest powołanie! Ale zaraz, zaraz... Powołanie to zaszczyt. Jeżeli nie dadzą z siebie wszystkiego i nie pokażą na co ich stać, padną ofiarą wściekłych kibiców. Tak, to jedyna ciemna strona.
   Pierwszy z letargu ocknął się Kosa. Wyjął telefon i zadzwonił do ... babci. No przecież ona pierwsza powinna o tym wiedzieć, tak?! Kiedy już wyjaśnił babci, że dobrze go w tej Warszawie karmią i ma pełną lodówkę, oznajmił jej radosną nowinę. Zupełnie jak na Gwiazdkę.
   Dominik z wrażenia ... zemdlał. Co prawda był krzepkim chłopem, ale kiedy odczuwał silne emocje, po prostu tracił przytomność. Minęło sporo czasu nim ktoś go znalazł.
   Za to reakcja Rzeźnika była najspontaniczniejsza w świecie. Z wrażenia wypuścił pudełko żelu, które rozbiło się o łazienkowe kafelki. Grzebienie latały niebezpiecznie w powietrzu lądując w wannie. Mało brakowało, żeby kawałki lustra powpadały do umywalki. Kuba czuł taką dumę, że miał ochotę stanąć na baczność i odśpiewać hymn. Serio. Na całe szczęście przypomniał sobie Edytę Górniak.




W tym samym czasie ...


   Zgadnijcie, co teraz robiła Zuza? Ha, siedziała w szafie! A dlaczego? To oczywiste.
- Elka, błagam, pomóż mi! Moja matka przyjechała do mnie i nie ma zamiaru wyjeżdżać! Czuję się jak w piekle! - lamentowała ostrożnie, nie chcąc, aby rodzicielka ją odnalazła. - Co ja mam robić?!
- Może porozmawiaj z nią? - rzuciła Ela, ale zaraz uderzyła się otwartą dłonią w czoło. To nie był akurat dobry pomysł.
- Zgłupiałaś?! To tylko pogorszy sprawę! Zaraz zacznie mi wytykać, że jestem złą córką i w ogóle! Wymyśl coś innego! - Zuza wierciła się niecierpliwie, bo rączka od parasola uwierała ją w plecy. Zaraz, zaraz ... Kto normalny trzyma parasol w szafie?!
- No to może powiedz jej, że masz ważne spotkanie w pracy, czy coś?
- Ale przecież mnie wylali!
   Z słuchawaki dobiegło głośne westchnięcie.
- No to ja już, kurwa, nie wiem! - Ela dała za wygraną i rozłączyła się.
   I w tym momencie Zuza strzeliła sobie w stopę. Chcąc utrzymac przyjaciółkę na linii, wrzasnęła głośno, a pech chciał, że właśnie w tej chwili obok drzwi mebla przechodziła jej kochana mamusia.
- Zuzia?! - zdziwienie dawczyni życia było nie do opisania - Dziecko drogie, co ty robisz w tej szafie?!
- Karmię mole, bo co? - burknęła dziewczyna i wygramoliła się na dywan.
   Pani Skalska przyjrzała się bacznie swojej córce. Wprawdzie, wyglądała ona tak jak zazwyczaj, ale coś ją niepokoiło. Ach, no tak. Jej stan umysłu.
- Czy ty się dobrze czujesz, córeczko? - zapytała, przystawiając Zuzie rękę do czoła - Bo jakoś dziwnie się zachowujesz. Może coś cię boli? A może jesteś głodna? Właśnie! Na pewno jesteś głodna! Chodź, zrobiłam Twoje ulubione klopsiki!
   Zuza zaklęła siarczyście pod nosem i ze sztucznym uśmiechem na twarzy podreptała za rodzicielką. Wyglądało na to, że jej mama prędko się od niej nie wyniesie.


Dwa dni później ... 



   Marietta właśnie wchodziła na bankiet i od razu ściągnęła na siebie uwagę wszystkich osobników płci męskiej. Miała na sobie czarną jak smoła, bardzo obcisłą sukienkę, która opinała się seksownie na jej pełnym biuście. Wysokie, krwistoczerwone szpilki, które miała na nogach, podkreślały jej zgrabne łydki. Długie, rude włosy opadały na jej szczupłe ramiona. Mijała kolejne stoliki, przyprawiając panie o zawał, a panów o ... No, domyślcie się. W końcu zobaczyła swój cel i kołysząc biodrami, dosiadła się do stolika.
- Już myślałam, że nie przyjdziesz i będę musiała poradzić sobie sama. - zaczepiła znajomego mężczyznę, a ten odrwócił się i obdarzył ją szczerym uśmiechem.
- Kazałaś mi załatwić ci wejsćiówkę, to załatwiłem. - zaśmiał się i opróżnił swoją szklankę.
- On już jest?
- Tak, siedzi trzy stoliki dalej i rozmawia z jakimś gościem. Nie znam go. - odparł Marek
   Marietta spojrzała na swój cel i uśmiechnęła się drapieżnie.
- Widzę, że masz już plan. - zaśmiał się Marek
- Widzę, że jesteś bardzo inteligentny. - zripostowała modelka.
   Przez dłuższą chwilę rudowłosa wpatrywała się w piłkarza i w jego gesty. Widać było, że się nudził. W końcu podeszła do jego stolika i obdarzyła go zniewalającym spojrzeniem.
- Czy mogę się dosiąść?
   I w tym momencie powinna rozstąpić się ziemia. Mężczyzna odwrócił się i omal nie spadł z krzesła.
- Yyy ... Słucham?
- Pytałam, czy mogę się dosiąść - zaśmiała się modelka, po czym nie czekając na odpowiedź, usiadła obok. - Mam na imię Marietta. A pan?
- Rzeźnik. - wyrwało się piłkarzowi - To znaczy Jakub!
   Marietta tak świdrowała piłkarza spojrzeniem, że biedaczek aż pobladł. Czuł się bardzo nieswojo. To on zazwyczaj zniewalał uśmiechem,  a w tym przypadku sam czuł się zniewolony.
- Może zamówić pani drinka? - zaproponował, próbując sie uspokoić.
- Tak. Poproszę martini. - modelka uśmiechnęła się, ukazując szereg białych zębów.
   Kuba odszedł od stolika i ... stracił równowagę. Zachwiał się na nogach i już miał upaść, gdyby nie Daniel Łukasik, który złapał przyjaciela w porę.
- Rzeźnik, do cholery, co się z Tobą dzieje?! Kim jest ta laska przy twoim stoliku? Skąd ty ją wytrzasnąłeś?! - zasypał go pytaniami i doprowadził do baru.
- Daniel ... Zakochałem się. - odparł rozanielony Kuba i oparł się o blat. - Spotkałem anioła.
   Łukasik zaśmiał się.
- Na moje oko to ona ma niewiele wspólnego z niebem.
   Rzeźnik spojrzał na kumpla, zamówił dwie setki wódki i wypił je duszkiem. Potem zamówił martini dla nowej znajomej i rozejrzał się po sali.
- Bracie ... - zaczął - Uwierz mi ... Ona jest nie z tej Ziemi.

Ta dam! :D I jest jedenastka! :D
 Przepraszam za tak długą nieobecność.. :(