niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 10

Trzy dni później
7.00


   Marietcie właśnie śniło się coś wspaniałego. Widziała siebie na pokazie Versace w Paryżu. Szła po wybiegu w nowiutkiej kreacji. Jej rude włosy lśniły w blasku jupiterów. Fani bili brawa i rzucali w jej stronę czerwone róże. Szpilki podkreślające jej długie, zgrabne nogi postukiwały o podświetlone panele. Paparazzi znajdujący się tuż pod wybiegiem wypuszczali na jej widok swoje narzędzia pracy i ślinili się, a ich żony były wręcz czerwone z zazdrości. I kiedy na koniec pokazu podeszła do niej sama Donatella Versace ...
- Halo! Proszę pani!
   ... rozległ się dzwonek do drzwi.
- Ugh ... Tylko nie teraz, błagam ... - jęknęła, zarzucając na siebie kołdrę.
   Lecz dzwonienie nie ustawało. Marietta zrzuciła nogi z łóżka i ... Nie. Wróć. Marietta nie miała łóżka. Od czasu kiedy skończyła remont nie zdążyła go kupić. Spała więc na materacu. Podniosła się z niego i poczłapała po świeżo położonej podłodze wprost do drzwi. Oparła głowę rękę i spojrzała przez judasza.
- Tak? - ziewnęła mocno, witając tym samym dwóch mężczyzn w roboczych kombinezonach
- My z oknami. Wymieniać mieliśmy. - powiadomił ten odważniejszy, posyłając Marietcie szczerbaty uśmiech. Brr .. Aż się wzdrygnęła na ten widok.
- Proszę ... Czyńcie swoją powinność ... - modelka otworzyła drzwi i nie zważając już na nic wróciła do swojego snu.
   Jednak nie dane jej było odespać wczorajszą imprezę i napawać się tymi pięknymi wizjami. Po kilkunastu minutach w mieszkaniu rozległ się dźwięk wiertarek, odwijanej taśmy i starego, ledwo zipiącego radia. Marietta wpatrywała się tępo w sufit. Dziwiła się sama sobie. Co do cholery robi w zatłoczonej i brudnej Warszawie?! Dlaczego nie ma jej teraz w Paryżu, Londynie, Nowym Jorku?! Dlaczego teraz musi się kisić w malutkiej kawalerce, skoro wcześniej miała ogromnym apartament?! Odpowiedź była prostsza niż by się wydawało. Po prostu nie miała pieniędzy. Nawet gorzej: była biedniejsza od myszy kościelnej. Wprawdzie na koncie znajdowało się jeszcze kilkadziesiąt tysięcy, ale Marietta wiedziała, że przy jej rosnących długach i trybie życia nie wytrzymają one do tegorocznego grudnia. Stała teraz nad przepaścią finansową, a pomoc nie nadchodziła.
   Kiedy tak rozmyślała nad swoim iście szalonym życiem, dobiegła ją rozmowa dwóch robotników montujących okna:
- Oglądałeś ten wczorajszy mecz Legii? Majstersztyk! No po prostu mistrzostwo! - zachwycał się jeden, a w głowie modelki zrodziła się pewna myśl
- Tak, widziałem. Rzeźniczak dał niezły popis - przyznał drugi, a myśl Marietty kiełkowała i stawała się coraz wyraźniejsza.
- Kosecki też pokazał kawał dobrego futbolu - dodał pierwszy i ostatecznie naprowadził rudowłosą na cel.
   Modelka zerwała się z legowiska i chwyciła za telefon. Po chwili w słuchawce rozległ się znajomy głos.
- Halo?
- Cześć. Nie będę ukrywać. Mam sprawę. - przeszła od razu do sedna, jej przyjaciel nie był idiotą.
- Zamieniam się w słuch. - poinformował
- Otóż: musisz mi załatwić wstęp na najbliższą imprezę Legii.
   Marka zatkało. Tak miał na imię. Marek. Ładnie prawda?
- Jak niby mam to zrobić? - chłopak był rozdrażniony, dało się to wyczuć
- Nie wiem. Jesteś fotografem. Zrób coś. Wszystkie chwyty dozwolone. - Marietta uśmiechnęła się do lustra i wcisnęła czerwoną słuchawkę.
   Tak. Możecie być pewni. Ta modelka pochodziła z piekła.
   

Dwie godziny później

    Można powiedzieć, że nasz słowacki bramkarz Legii jest farciarzem. Ma przecież piękną żonę, którą kocha i dla której zrobiłby wszystko. Ma wspaniałą córkę, która jest dla niego całym światem i mimo młodego wieku, już skradła mu serce. Ma duży dom, który jest spełnieniem jego marzeń. Ma przyjaciół, którzy stoją za nim murem. Ma w końcu piłkę, która od zawsze była nieodzowną częścią jego życia. A jednak czasami prześladował go okropny pech. Miewał dni, w których nic sie nie udawało. I tak też było tym razem. Ale od początku.
   Dusan obudził się wyspany. To dziwne zwłaszcza dlatego, że normalnie wstaje nieżywy. Przeciągnął się i ziewnął potężnie. Kiedy podniósł swe cielsko zauważył, że jego żony nie ma w łóżku. Zdziwił się, ponieważ zawsze gdy wstawał, ona jeszcze smacznie spała.
   Jego nogi wydawały się być cięższe niż zwykle. Ledwo powlókł się na nich do kuchni. W salonie przywitały go wpadające przez okno promienie słoneczne. W całym mieszkaniu roznosił się zapach świeżo zaparzonej kawy. Można by rzecz: poranek marzenie. Na kuchennym blacie stał talerz kanapek. Otwarta gazeta informowała o dobrym dniu na giełdzie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie jedna rzecz. Zegar.
   Dusan siedział wygodnie w fotelu i objadał się pysznościami, kiedy mimochodem spojrzał na niego. Z prędkością światła wypluł całe śniadanie na podłogę i pognał do sypialni. Narzucił na siebie treningowy dres, który nie był pierwszej świeżości, a torbę rzucił pod drzwi. Była już 9.10, a on poważnie spóźniony. Wiedział, że trener go zabije, dlatego zamknął drzwi i zbiegł po schodach. Kiedy był już przy samochodzie zorientował się, że nie ma kluczyków. Znów pobiegł do domu, otworzył drzwi, wziął kluczyki, zamkną drzwi i wszedł do samochodu. Powiecie: co za pech! Ale to jeszcze nie był koniec jego kłopotów.
   Dochodziła 10, a na ulicach panował niemiłosierny ruch. Tak więc kiedy Dusan skręcał w lewo, inny kierowca postanowił skręcić w prawo i tym samym doszło do czołowego zderzenia.
- Panie! Jak pan kurwa jeździsz?! - z zielonego Opla wyskoczył typowy pan Mietek
- O to szamo miałem pana zapytacz ... - Dusan złapał się bezradnie za głowę i usiadł na rozbitej masce. W kieszeni spodni zawibrował mu telefon. Wiadomość od trenera.
- "Masz 5 minut." - brzmiał SMS
- No to co robimy? - kierowca podszedł do bramkarza
- Dzwonimy po policję ...
   Niestety. Ten dzień nie będzie dobry.

Yhym, mhm, taaa :D Co by tu napisać... Dużo szkoły, dużo nauki, dużo innych rzeczy... Zastanawiam się nad zawieszeniem tego bloga...

Wesołych Świąt kochane! <3

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 9

Wieczorem
20.00

   Każdy z zawodników Legii był inny. Jeden był przystojny, drugi trochę mniej. Jeden błyszczał inteligencją, drugi robił za głupka. Jeden mógł poszczycić się bujną czupryną, a drugi był łysy jak kolano. Jednak mimo takiej odmienności, każdego z nich łączyła jedna rzecz. A właściwie osoba. Był nią nie kto inny jak trener Jan Urban i jego szalone pomysły. Tak więc kiedy Kuba Kosecki oglądał sobie mecz Liverpool - Arsenal, kiedy Dominik Furman grał w Monopoly z Ivicą Vrdoljakiem, kiedy Kuba Rzeźniczak pochłaniał kolację, kiedy Michał Żyro oglądał w lustrze swoje wysportowane ciało, kiedy Patryk Mikita sprawdzał, że jego białe zęby naprawdę są białe, kiedy Miroslav Radović szkolił swój polski, kiedy Dusan Kuciak fałszował śpiewając dziecku kołysankę, pan Jan postanowił wcielić w życie jeden ze swoich owych dziwnych planów. Z racji tego, że ze swoimi podopiecznymi pracował długo, wiedział, że w tym momencie każdy z nich znajdował się na pewnym serwisie społecznościowym zwanym po polsku Mordoksięgą. Zalogował się także on i po chwili na ekranach jego piłkarzy pojawiła się wiadomość:
- NATYCHMIAST NA STADION!!!
    ... która wprawiła ich w osłupienie. I kiedy każdy z nich chciał zaprotestować, na ekranie wyświetliła się kolejna wiadomość:
- I TO KURWA BIEGUSIEM!!
   Cóż, piłkarze nie mieli prawa głosu. Nałożyli więc na siebie treningowe dresy i wygodne buty i zgodnie podreptali na stadion. Mimo, że była 20, było ciemno i wiał wiatr, bo przecież był listopad.
   Trener Urban powitał ich donośnym "Co tak późno?!" i solidną reprymendą za nie wiadomo co.
- Trenerze, ale dlaczego w ogóle musieliśmy przyjść na trening? Przecież dzisiaj już trenowaliśmy - jęknął Tomasz Jodłowiec drapiąc się po głowie
- Dlatego, że ja tak chcę. A poza tym ostatnio dostaliśmy lanie od Górnika. Rozumiecie to?! OD GÓRNIKA! - wciekł się pan Jan i cisnął kluczami od magazynu o murawę
   Nikt już o nic nie pytał. Po wstępnym, bardzo bolesnym rozciąganiu, trener rzucił panom piłkę i kazał rozegrać przykładowy mecz. Żaden z piłkarzy nie widział o co chodzi z tym "przykładowym meczem", ale posłusznie zabrali się za kopanie.
   Jako że kilka minut wcześniej lało jak z cebra, boisko było mokre, o czym bardzo dobrze przekonał się Dominik Furman. Biegnąc z piłką, chciał ją podać do Kuby Koseckiego, lecz nogi odmówiły mu posłuszeństwa i tuż przy lini bocznej wyrżnął widowiskowego orła.
- Wszystko w porządku? - do poszkodowanego podbiegł Kuba Wawrzyniak
- Oea uej ghon - wymamrotał Domi, co w wolnym tłumaczeniu oznaczało "Ta trawa ładnie pachnie", a w dokładnym "Ała, mój nos ..."
   Gra toczyła się dalej, a trener Urban dalej zdzierał sobie gardło. Biedaczek.

W tym samym czasie ...

- Zuziaaaaaa! Kolacjaaaaaa!
   Zuza zamarła w progu swojego mieszkania. Była wręcz pewna, że przed wyjściem do pracy zamknęła drzwi na klucz. Teraz zastała je jednak otwarte, a z kuchni dolatywał do niej zapach świeżej pieczeni. Pieczeni, którą robiła tylko jedna osoba, a mianowicie ..
- Córciu!
   ... jej mama.
- Mamo? Ale .. ale ... co ... co ty to robisz w ogóle?! - Zuza nie kryła zdziwienia, ani niezadowolenia. Wszak nie każda mama była wspaniała.
- No jak to co? Przyjechałam ci pomóc! - radość w głosie matki była ogromna
- Ale w czym? - córka nie była w stanie zrozumieć rodzicielki, więc osunęła się na fotel i czekała na dalszy rozwój wydarzeń
- No jak to w czym? We wszystkim! Zobacz jaki tu jest bałagan! Papiery na biurku, papiery na stoliku, papiery na krześle, na podłodze, na komodach ... O! I nawet na parapecie! Zapuściłaś to mieszkanie! A tak w ogóle to zrobiłam obiad! I musiałam iść po zakupy, bo w lodówce samo światło! I jeszcze ... - zacięła się na chwilę, bo widocznie o czymś zapomniała - ... hm, nieważne. No nic! Idę naszykować stół.
   Zuza nie cieszyła się z przyjazdu mamy. Przecież właśnie po to się wyprowadziła. Żeby mieć święty spokój. Miała już dosyć wiecznego kontrolowania. Chciała w końcu zacząć żyć na własny rachunek. Niedługo miała jej stuknąć 24 wiosna. To jest idealny wiek na odcięcie pępowiny.
   Jej mama miała inne mniemanie na ten temat. W jej oczach Zuza była tą samą malutką córeczką, która zrzucała talerze na podłogę i gryzła kable elektryczne. Uważała, że dziewczyna nie poradzi sobie sama w dorosłym życiu i dlatego postanowiła ogłosić jej wspaniałą wiadomość o ...
- Mamo! Co tu robią te walizki?!
   ... swojej przeprowadzce. Do niej.
- Kochanie! Wprowadzam się! -  radość była już nie do okiełznania - Wiem, że możesz być zaskoczona, ale nie przejmuj się! Zobaczysz, będziemy się cudownie bawić!
   Zuza wypuściła powietrze z płuc z nadzieją, że pozostaną one puste. To przynajmniej ułatwiłoby sprawę. Jednak jak na złość klatka piersiowa znów się uniosła.
- Nie cieszysz się? - do rodzicielki dopiero teraz dotarł wyraz twarzy córki.
- Nie ... Cieszę się, oczywiście .. Tylko .. Ja mam teraz dużo pracy i ... i nie mam mnie często w domu ... Będziesz tutaj sama.
   Kobieta wzruszyła ramionami,
- Nie będę sama. Dżeko dotrzyma mi towarzystwa. - oznajmiła
   Pies warknął. Chyba nie podobał mu się pomysł pani swojej pani. Chcąc wyrazić swoje niezadowolenie powlókł się do kuchni i wychłeptał wodę z miski. Cwaniaczek.
- Skoro chcesz .. - Zuza ostatecznie skapitulowała i przyglądała się przygotowaniom do ostatniego posiłku dnia.

Co sądzicie>? Czekam na komenty :)

sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 8


Tym czasem ...


- Kuba! - wrzasnął potężnie Domi, widząc, że przyjaciel wierci się w fotelu
   Kosa zerwał się zdyszany i wlepił przerażony wzrok w przyjaciela.
- Koszmar? - Furmi uśmiechnął się pod nosem
- Boże, ty żyjesz ... - Kuba odetchnął mocno, po czym oparł się o siedzenie
- Żyję. Od ponad 20 lat i przestać nie zamierzam - zaironizował Dominik, nakładając słuchawki na uszy
   Nic się nie stało. To był tylko sen. Cały ten wypadek, zderzenie, dachowanie to tylko sen. A raczej koszmar. Kosa starał się złapać oddech i uspokoić. To wszystko było takie realne, prawdziwe ... Aż sam nie mógł uwierzyć w to, co widział. W pewnym momencie autobus skręcił niebezpiecznie i uderzył w coś. A konkretnie w barierkę zamontowaną przy jezdni. Kosa zlał się znów potem. Czyżby wizja miała się spełnić?
   Trener Urban zaklął siarczyście tak, że było go słychać na końcu autobusu. Piłkarze również pokusili się o niewybredny komentarz.
- Gdzie ty człowieku prawo jazdy robiłeś?! Na samochodziku w Tesco?! - pieklił się Kuba Wawrzyniak
- Jeździsz jak moja matka! - wtórował mu Artur Jędrzejczyk
- Twoja matka nie umie jeździć autem!
- No właśnie o to mu chodzi przecież!
- Nie obrażaj swojej matki! Ona cię urodziła!
- I za to powinniśmy ją ukarać ...
- Bóg ją już pokarał. Arturem.
   Po autobusie rozniósł się gromki śmiech całej drużyny. Tylko Kosa się nie śmiał. Z baaaardzo prostego powodu.

Następnego dnia ...
Kawiarnia "Cappuchino"
Południe

- To rzeczywiście był koszmar .. - stwierdziła dobitnie błyskotliwa jak nigdy Ela sącząc tzw. "małą czarną"
- A najgorsze jest to, że on był tak realny ... - westchnęła Zuza i zanurzyła usta w latte
   Przez chwilę siedziały tak w ciszy obserwując wchodzących i wychodzących klientów, przejeżdżające samochody, biegnące psy, aż w końcu obie zdały sobie sprawę, że życie jest kruche jak ciasteczko babci Stefy i należy na nie uważać. Bardzo filizoficzne przemyślenia.
   Z zadumy nad sensem własnego istnienia wyrwała je kłótnia i trzask rozbijających się o podłogę filiżanek.
- To wszystko twoja wina! To wszystko przez ciebie! Zniszczyłeś nasz związek! - rudowłosa kobieta wymachiwała rękoma rzucając w biednego mężczyznę czym popadnie
   Zgadnijcie, kim była ów rudowłosa kobieta. Oczywiście nikim innym niż Mariettą Mikołajczak, modelką o pięknej figurze, zielonych oczach i zgrabnych nogach. Osobą, na którą Ela i Zuza miały uczulenie. I tak jakoś wyszło, że zachciało im się kichać, więc kichnęły zgodnie jak jeden mąż, dając upust swojemu zdziwieniu.
- O! Cześć dziewczyny ... - Mariettę zaskoczyła obecność dwóch przyjaciółek w tym miejscu o tej porze dnia, a było to południe, czyli czas największej pracy - Co wy tu robicie?
- Sączymy - powiadomiła Ela, a zabrzmiało to tak dystyngowanie, że Zuza wyprostowała się na krześle i dumnie uniosła głowę
- Rozumiem, że jesteście niezwykle zajęte, tak? - modelka spojrzała na młode prawniczki, a widząc, że te nie odpowiadają, ciągnęła dalej: - Bo jeżeli nie, to ja wam chętnie dam zajęcie
   Zuza już chciała zaprzeczyć, już chciała powiadomić Mariettę, że owszem, są baaardzo zajęte, ale modelka dosiadła się do ich stolika i rozpoczęła swój monolog.
- Chodzi o mieszkanie - zaczęła - Jestem w Warszawie od miesiąca, ale do tej pory nie udało mi się znaleźć jakiegoś sensownego lokum. Mieszkam kątem u przyjaciela i ...
- TO TY MASZ PRZYJACIELA?! - ta wiadomość wstrząsnęła Elą, która nie ukryła swojego zdziwienia
- ... czuję się źle zawracając mu wciąż głowę - dokończyła Marietta
- Do sedna - poleciła nieco zniecierpliwiona Zuza
- Już mówię. Tydzień temu dowiedziałam się, że dziadek zostawił mi w spadku całkiem spore mieszkanie na Mokotowie. Pomyślałam sobie: "Masz szczęście, dziewczyno!". Okazało się jednak, że owe mieszkanie zamieszkuje jakiś obcy mężczyzna, który podaje się za właściciela i ani mu się śni wyprowadzać!
- A w czym my jesteśmy ci potrzebne? - wtrąciła się Ela
   Marietta uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Zuza przewróciła oczami.
- Chcesz, żebyśmy to my zajęły się tą sprawą - to zabrzmiało jak stwierdzenie, a nie pytanie, ale Zuzie to nie przeszkadzało
   Marietta pokiwała twierdząco głową i dodała:
- Chcę, żebyście załatwiły tą sprawę jak najszybciej. Nie chcę siedzieć na głowie przyjacielowi.
   Ela wykrzywiła się nieco, Zuza upiła łyk kawy, a modelka widząc to, uznała, że panie się zgadzają i pomogą jej załatwić sprawę. Przyklasnęła wesoło i poprawiając żakiet wyszła z kawiarni.
- Zuza ... - głos Eli przybrał błagalny ton
- Za późno. Już się zobowiązałyśmy - Zuza westchnęła głośno i opróżniła filiżankę

Kilka godzin później
Pepsi Arena

- Kuba! Dominik! Zbierać piłki! - polecił trener Urban, a sam podreptał zrobić sobie kawę.
   Piłkarze zeszli z murawy do szatni, by oddać się rozmowom, żartom i innym niekoniecznie ważnym sprawom. Prysznic zszedł na boczny tor, choć w tej chwili powinien być na pierwszym planie, no ale cóż ... Panom to nie przeszkadzało.
   Młodzi pomocnicy Legii zbierali sumiennie każdą piłkę i pakowali ją do olbrzymiego worka. Gwarny na co dzień stadion, ogarnęła teraz cisza. To niesamowite zjawisko zdarzało się niezwykle rzadko, więc obecni na murawie pan Wiesio od koszenia trawy i pan Miecio magazynier napawali się tą chwilą, w ogóle nie zwarzając na piłkarzy.
   Dominik przyglądał się bacznie Kubie. Przyglądał się jego pochylonym plecom, przyglądał się jego sięgającym po piłkę rękom, obserwował jego kamienną twarz i bujną czuprynę i doszedł do wniosku, że coś jest nie tak. Być może chodziło mu o grzywkę zaczesaną na prawy bok, a nie jak zawsze na lewy.. Być może chodziło mu o białe adidasy, których Kosa zazwyczaj nie nosił, bo uważał, że "są mało męskie i kropka". Być może chodziło mu o czapkę przyjaciela, która zwykle leżała przez całą jesień w szafie. Jednak im bardziej Dominik przyglądał się Kubie, tym bardziej umacniał się w przekonaniu, że jednak chodzi o coś więcej. Zrobił więc dwa kroki do przodu, ale widząc nietęgą minę przyjaciela, zrobił trzy kroki w tył. Potem znów dwa w przód i trzy w tył. I tak w koło Macieju. Stojący z boku boiska pan Wiesiu i pan Mieciu mogliby sobie pomyśleć, że młody pomocnik Legii uczy się w tej chwili tańca, choć te kroki za nic nie przypominały układu tanecznego. W końcu jednak Furmi zebrał się na odwagę i podszedł do Kuby.
- Wszystko w porządku?
   Ups ... Lepiej byłoby, gdybyś o to, Dominiczku, nie pytał.
- Sam nie wiem ... - mruknął Kuba i wrzucił ostatnią piłkę do worka
- Chodzi o ten koszmar? - troska, jaką dało się słyszeć w głosie Domiego przyprawiłaby was o łzy w oczach. Naprawdę.
   Kuba pokiwał głową. Potem obaj zaciągnęli worki do magazynu. Solidarnie.

Mam nadzieję, że się podoba :D

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Rozdział 7

Miesiąc później
Piątek
Północ
Gdzieś na obrzeżach Warszawy


   Jak wiadomo, listopad jest jednym z okropniejszych miesięcy w roku. Między innymi dlatego, że wciąż pada (niekoniecznie deszcz), wieje i ogólnie jest zimno. Kosa też nie lubił tego miesiąca. Ale oprócz tych powodów, miał jeszcze jeden: święta. Chociaż zostało do nich dokładnie 28 dni, on już czuł, że są blisko. I uwierzcie mi, wcale się nie cieszył.
   Pociechą dla niego był obecnie wygrany mecz z Górnikiem. Wracał autobusem razem z kolegami z drużyny. Mimo wysokiego zwycięstwa, panowie nie mieli humoru. Dlaczego? Ano dlatego, że ich kapitan, Ivica Vrdoljak, w starciu z jednym z Górników doznał otwartego złamania kości piszczelowej. Bolało, oj bolało. Tak więc Legioniści zamiast się cieszyć, trwali w milczeniu.
   Kosa przymknął na chwilę oczy. Był zmęczony, od dawna źle sypiał. Cały czas myślał o Zuzie i o ich ostatniej rozmowie. Nie widzieli się miesiąc. Często rozmwiali na Facebookowym czacie, ale to nie to samo co rozmowa w cztery oczy. Przed oczami stanął mu obraz uśmiechniętej dziewczyny z pięknymi, dużymi, piwnymi tęczówkami. Była tak piękna, że aż sam się uśmiechnął.
   Zgadnijcie jednak, o kim w tym samym czasie myślał siedzący obok Dominik? Ha! O Eli! Podobała mu się ta żywiołowa blondynka o zgoła innym usposobieniu niż jego. Lubił te chaotyczne rozmowy z nią. Lubił jej perlisty śmiech. Lubił kiedy odgarniała palcem włosy z czoła. Po prostu był nią oczarowany. I kiedy Kosa uśmiechał się do swojego odbicia, on w szczerzył się do fotela. Jak osoba z zaburzeniami psychicznymi.
- Oj Kuba ... Dlaczego kobiety są takie piękne? - westchnął Domi, sam nie wiedząc po co
- Że co? - młody Kosecki nie bardzo rozumiał przyjaciela
   Obaj spojrzeli po sobie. Dominik rozmarzony, Kosa kompletnie zbity z tropu. I wtedy głowa Furmiego uderzyła niebezpiecznie w oparcie fotela naprzeciwko niego. Kuba kompletnie zbaraniał. Co gorsza, on zaliczył niebezpiecznie bliskie spotkanie z szybą. Zakręciło mu się w głowie. Poczuł strużkę krwi spływającą po jego czole. I wiedział, że to zły znak. Wtedy ktoś na niego upadł. A konkretnie to ... Bartosz Bereszyński. Nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak. Autobus zaczął nagle wirować, a on razem z nim. Dominik w tym samym czasie znajdował się już na przedniej szybie pojazdu. Warto dodać, że ów szyba miała na sobie liczne pęknięcia.
   Autobus zatrzymał się. Leżał bokiem na środku autostrady. W oddali dachowało czarne Audi A4. Na drodze panowała tzw. "szklanka". Kuba, o dziwo! wciąż był przytomny. Pewna myśl świtała w jego rozbitej głowie. I wtedy oślepił go błysk. Usłyszał przeraźliwy pisk opon i wiedział, że to nie może się dobrze skończyć.

Nad ranem ...

   Zuza, nieświadoma niczego, spała sobie w najlepsze, pochrapując smacznie. Śniło jej się, że szef wręcza jej premię i bilet na Karaiby. Właśnie wychodziła z jego gabinetu zadowolona takim obrotem spraw. Jej krwistoczerwone szpilki postukiwały wesoło o posadzkę, wprawiając innych pracowników w zachwyt. Wsiadła do swojego białego Mercedesa (nawet nie wiedząc, skąd go ma) i odjechała "rozpędzona prosto w stronę słońca", jak to śpiewała pewna czarnowłosa pani z gwiazdką. Wydawało jej się, że taki stan będzie trwał wiecznie, gdyby nie zadzwonił budzik.
   Wesoły głosik oznajmiał, że jest już ósma trzydzieści i czas wstać. Zuza zrzuciła nogi z łóżka i walcząc z okrutnym prawem grawitacji podniosła tułów. Słońce świeciło jej bezczelnie w oczy, ale to jej nie przeszkadzało. Przeciągnęła się mocno i podreptała do kuchni w szlafroku w niebieskie słonie. Ekspres do kawy mruknął groźnie, po czym zabulgotał i przygotował gorące latte. Zuza przeglądała wczorajszą gazetę po raz enty i sączyła czarny napój. Nagle uświadomiła sobie, że życie jest piękne. Że podoba jej się to, że niebo jest niebieskie, słońce żółte, a ZUS wredny. No, może ten ZUS to zły przykład.
   Ta poranna sielanka trwałaby nadal, gdyby nie dźwięk telefonu dobiegający z salonu (łał, rym częstochowski). Zuza powlokła się do pomieszczenia i odebrała.
- Jeżeli się nie pali, twoja mama nie umiera, papież nie abdykował, a lasy tropikalne przestały być wycinane, to odłóż słuchawkę i wróć do swoich zajęć - wyrzuciła z siebie z prędkością światła.
- Zuza ... stało się coś strasznego ... - głos Eli zadrżał niebezpiecznie
- Elu, przerażasz mnie ... - Zuza straciła poranny optymizm i wsłuchiwała się w w telefon
- Włącz TVP Info ... Czerwony pasek u dołu ekranu ...
   Zuza dopadła się pilota. Po chwili do jej mózgu dotarła okropna, przerażająca wiadomość. Telefon wypadł z jej ręki i wylądował na sofie. Ona opadła bezsilnie na fotel nie dowierzając w to, co widzi i słyszy.
- Zuza? Zuza, jesteś tam? - z urządzenia dobiegał ją roztrzęsiony głos przyjaciółki
   Jej już nie było. W niewiarygodnym tempie wrzuciła na siebie pierwsze lepsze ubrania i jak oparzona wybiegła z mieszkania (kolejny rym częstochowski, masz ci los!), zapominając o telewizorze.
- Proszę Państwa, dziś w nocy na obrzeżach Warszawy miał miejsce wypadek. Samochód osobowy zderzył się czołowo z autobusem wiozącym zawodników Legii Warszawa. Według wstępnych doniesień, nie żyją cztery osoby, ale te liczby mogą się zwiększyć. Więcej informacji w serwisie za 10 minut - obwieścił spiker, ale Zuzy już nie było.


Przepraszam was za zwłokę :D Ale jak widzicie w końcu dodałam :D Czekam na opinie :)

sobota, 23 listopada 2013

Rozdział 6

Kilka dni później ...


   Wśród sympatyków Legii panowały wyśmienite humory. Nic dziwnego. Przed kilkunastoma minutami ich zespół pewnie wygrał 3:0 z poznańskim Kolejorzem. Radości nie było końca. Wydawałoby się, że w tak piękny, sierpniowy wieczór nikt nie może być niezadowolony. A jednak. Gdzieś między tłumem rozszalałych kibiców przeciskał się Kuba Kosecki. Wściekły na siebie i na wszystkich wokoło, chcąc uniknąć ciekawskich pytań, szedł w kapturze. Być może uciekłby przed swoimi natrętnymi fanami, gdyby nie fakt, że widać mu było całą twarz. Cały misterny plan poszedł w ...
   Idąc między tłumami kibiców i wysłuchując ciągłych pytań, na temat swojego pobytu na ławce, Kuba zauważył gdzieś w oddali bardzo dobrze znaną mu dziewczynę. Jej brązowe włosy tym razem były rozpuszczone. Na szyi dumnie powiewał szalik Wojskowych. Wymalowane na policzkach czerwono-biało-zielone barwy unosiły się do góry wraz z jej promienistym uśmiechem uśmiechem, a oczy wypełnione były blaskiem.
- Zuza! - krzyknął, ale śpiewy kibiców zagłuszyły jego wołanie
   Jednak ona odwróciła się. Ba! Zauważyła go i posłała jeszcze serdeczniejszy uśmiech. Nie macie nawet pojęcia jak bardzo zawróciła mu w głowie. Kosa miał ochotę podbiec do niej i ją wyściskać. Dlaczego? Nie wiem. Ot tak, po prostu. Kiedy Kuba chciał podejść do Zuzy zobaczył obok niej innego Kubę. Zatrzymał się. Tego widok znieść nie potrafił, więc podszedł do nich szybkim krokiem.
- Ooo! Cześć, Kubuś! Jak tam się siedziało na ławce? - zakpił wstawiony Rzeźniczak
   Kosa nic nie odpowiedział. Zwrócił się za to w stronę Zuzy.
- Cieszę się, że znowu się widzimy. Co cię sprowadza na Łazienkowską?
- Właściwie to nie wiem. Dostałam zaproszenie. Od Rzeźnika - skinęła głową na swojego podchmielonego towarzysza
- Kubusiu, jesteś zazdrosny? - zaśmiał się Daniel Łukasik, który znalazł się tu całkiem przypadkiem i który całkiem przypadkiem usłyszał ich rozmowę
   Możecie wyobrazić sobie, co teraz czuł Kuba. Był wściekły. Za to Rzeźnik i Łukasik przybili sobie soczystą piątkę. Wtedy do gry weszła Zuza.
- Po meczu mieliśmy iść do klubu. Może pójdziesz z nami? - zaproponowała
- Nie mogę, muszę ...
   W tym właśnie momencie Kosa zauważył niefrasobliwe miny Kuby i Daniela. W jego głowie zrodził się iście szatański plan.
- ... a właściwie, co mi szkodzi? - dokończył i posłał swoim kolegom chytry uśmiech
- No to w drogę! - zarządziła Zuza i pociągnęła za sobą towarzyszy.
   Rzeźnik natomiast już czuł, że ten wieczór do najprzyjemniejszych należeć nie będzie.

W tym samym czasie ...

   Dominik był zmęczony po meczu. A właściwie był cieniem samego siebie. Powłóczył nogami z cichą nadzieją, że za chwilę któryś z kolegów odwiezie go do domu. Na próżno. Musiał sam dźwigać swoje obolałe od upadków ciało. Na szczęście nie gonili go kibice.
   Kiedy był w połowie drogi jego żołądek wysłał mu znaczący komunikat i zaburczał złowrogo. Machinalnie jego nogi skierowały się w stronę najbliższego fast foodu. Po opałaszowaniu dużego Big Maca i frytek, Dominik szykował się do wyjścia. Rozmyślając o wygranym meczu i problemach Kosy, wyszedł z lokalu. Niestety, Dominik znany był z tego, że był fajtłapą, więc na chodniku zderzył się z jakąś osobą.
- Przepraszam .. - wyjąkał i podniósł się
   I wtedy właśnie zdarzyło się coś, czego Furmi od dawna nie doświadczył. Jego serce zostało rażone piorunem. Zaparło mu dech w piersiach. Nigdy nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia, ale tym razem chyba miał z nią do czynienia. Delikatna blondynka o głębokich błękitnych oczach kurczowo trzymała się prawą ręką lampy, chroniąc się tym samym przed upadkiem. W lewej ręce miała natomiast czarną, skórzaną torbę, która służyła za przeciwwagę. Bez namysłu podbiegł do niej, chwycił ją w pasie i postawił do pionu.
- Dzię ... kuję. Jest pan bardzo silny - stwierdziła i uśmiechnęła się szeroko, co sprawiło, że Dominik zapomniał o bożym świecie.
- Słucham? A tak! Nie, przesadza pani! - odparł chaotycznie, czym wzbudził niepohamowany atak śmiechu u nieznajomej
- I do tego zabawny. Ideał. - Dominik poczuł jak oblewa się rumieńcem
- Czy ... czy mógłbym w ramach rekompensaty zabrać panią na ... kawę? - zaproponował
   Blondynka zmierzyła pomocnika wzrokiem. Nie znali się przecież, a on już wyskakuje z kawą! Po chwili jednak na jej twarzy znów zagościł uśmiech.
- Jeżeli to ma być rekompensata, to tak
   Nie macie pojęcia, jak się wtedy czuł Dominik. Był przeszczęśliwy! Sam nie wiedział dlaczego, ale nie chciał wiedzieć. Teraz w głowie zawróciła mu ta niebieskooka postać
- Tak w ogóle to Dominik jestem - przedstawił się
- Ela - odparła znajoma nieznajoma

Dwie godziny później ...

   Alkohol, krzyki, muzyka wwiercająca się w głowę. W takim bagnie znajdował się właśnie Kosa.Nie chciał iść do klubu. Zrobił to tylko ze względu na Zuzę. No i podrywającego ją Rzeźnika. Siedział przy barze i sączył trzeciego już drinka, kiedy przysiadł się do niego Daniel, zwany też Miłkiem.
- Możemy pogadać? - głos Łukasika dochodził do Kosy jak przez mgłę
- Jeżeli dasz radę ... - odkrzyknął
-  Słuchaj, nie chcę cię zniechęcać, ale nie masz szans z Kubą - poinformował go z chytrym uśmieszkiem na twarzy
- Niby w czym? - Kuba czuł, że powoli traci równowagę
   Daniel nic nie odparł. Poruszał tylko znacząco brwiami i poklepał go po ramieniu.
- Odpuść sobie - poradził mu i odszedł
   Kuba doskonale wiedział o co chodzi. Ale nie miał zamiaru odpuszczać. Wręcz przeciwnie. Chciał utrzeć nosa swojemu imiennikowi. Wypił duszkiem drinka i udał się na parkiet. Tam zauważył pląsających w najlepsze Rzeźnika i Zuzę.
- Odbijany! - krzyknął, po czym obkręcił sobie Zuzę wokół własnej osi
   Tańczyli równo i znacznie dynamiczniej. Kuba nie potrafił oderwać wzroku od swojej partnerki. Podziwiał jej zgrabne ruchy. Wpatrywał się w jej cudowne oczy. Wdychał zapach jej perfum. Tak, Kuba Kosecki stracił głowę dla Zuzki. I to zaledwie w ciągu dwóch spotkań.
- Wszystko w porządku? - z tego namysłu wyrwał go zaniepokojony głos dziewczyny
- Słucham?
   Zuza wyciągnęła go z parkietu i zaprowadziła w jakieś w miarę spokojnie miejsce. W tym wypadku toaletę.
- Dobrze się czujesz? Jakiś blady jesteś ... - jej drżący głos niesamowicie podobał się Kosie
- Tak, wszystko w porządku - potwierdził, ale jego serce szalało
   Do Kuby doszło właśnie, że zachowuje się jak szczeniak. No bo jak inaczej można nazwać takie zachowanie?!
- Wiesz co? Za głośno tutaj, muszę się przejść ... - Kuba narzucił na siebie szeroką bluzę i skierował się do wyjścia
   Pech chciał, że przy barze minął się z Rzeźnikiem.
- Ona nie jest dla ciebie, Kubuniu! - zawołał za nim, ale Kosa już go nie słuchał.
   Nie minęło pięć minut, gdy poczuł na ramieniu czyjąś dłoń.
- Mogę się dołączyć? - Zuza obdarzyła go uśmiechem numer 567
- Jeśli chcesz ... - Kuba czuł, że ten wieczór jednak nie będzie taki zły

                                                 

Co według was zdarzy się na "spacerze"?

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 5

Tego samego dnia ... 
... a właściwie nocy

  
   Kuba miał w swojej sypialni ogromne łóżko tylko dla niego. Wydawałoby się, że ma idealne warunki do spania. Spojrzał na zegarek. Była trzecia w nocy, a on nie zmrużył nawet oka. Wiercił się na materacu i chodził bez celu po całym mieszkaniu. Powód? Tylko jeden: Zuza. Cały czas myślał o tej pięknej dziewczynie z piwnymi oczami spotkanej w kawiarni. Miał ochotę pochlastać się za to, że nie wziął jej numeru. Zdumiewające, jak w jednej chwili cały świat może się przewrócić do góry nogami.
   Jeszcze bardziej zdumiewające jest to, że właśnie w tej samej chwili Zuza myślała o przystojnym piłkarzu Legii Warszawa. W najśmielszych snach nie śniło się jej takie spotkanie, a uwierzcie mi, jej sny do najgrzeczniejszych nie należały. Tak więc Zuza również wierciła się w swoim łóżku, które, co warto podkreślić, było o wiele mniejsze od łoża Kuby. Co chwila człapała do kuchni tylko po to, żeby zaraz wrócić do sypialni. Ot, taka sytuacja.
   Kiedy wreszcie nastał świt, oboje zorientowali się, że muszą się udać do pracy. Zuza z zamkniętymi oczami włożyła na siebie służbowy strój i poczłapała do łazienki umyć zęby. Ale ten poranek nie byłby udany, gdyby nie stałoby się coś, co wyprowadziłoby ją z równowagi. Tak więc plama z pasty do zębów na czarnej spódniczce oraz ślad maskary na białej koszuli wypełniły swoje zadanie. Zrezygnowana przyszła pani adwokat udała się więc do kuchni w celu wrzucenia w siebie jakiegoś pożywienia i wypicia kilku filiżanek kawy "na rozruch". W tym samym czasie Kuba narzucał na siebie treningowy dres i przełykał ostatnie kęsy kanapek. Oczywiście jego poranek także nie był idealny, ponieważ telefon wpadł mu do ... wiecie czego. Tak więc oboje byli właśnie w okropnym nastroju i niechętnie zmierzali w stronę swoich miejsc pracy.
- Zuza? Gdzie ty byłaś?! Szef robi zebranie, a ciebie nie ma! - krzyknęła rozwścieczona sekretarka, kiedy tylko Zuza wyszła z windy
- Nic nie wiedziałam o żadnym zebraniu!
- Gdybyś odebrała telefon, to byś wiedziała!
   No tak. Według teorii pani sekretarki, Zuza miała odbierać jej telefony za wszelką cenę nawet podczas jazdy samochodem. To nic, że dostałaby mandat. Ważne, że nie odebrała i podpadła szefowi.
   Zuza weszła na zebranie mocno spóźniona. W drzwiach powitało ją złowrogie spojrzenie szefa i chichot zebranych.
- Proszę państwa - w sali rozległ się tubalny głos prezesa - Chciałbym przedstawić państwu panią Zuzannę Skalską, która teraz zaprezentuje nam nowy plan budżetu
   Ups ... W tej własnie chwili doszło do Zuzy, że jest w tarapatach. A jej projekt jest w domu. A konkretnie w biurku. A konkretniej w trzeciej szufladzie od dołu. Szlag by to trafił!
- Panie prezesie, ja ... nie mam tego projektu ...
   Wszystkie pary oczu zwróciły się na Zuzę. Szefa też.
- Co to ma znaczyć? Pani Zuzanno, proszę o wyjaśnienia! - mężczyzna był bliski palpitacji serca. Zuza też
- Chodzi o to, że projekt został w domu. Zapomniałam go wziąć. Przepraszam
   Przez chwilę w pomieszczeniu zapanowała cisza. Wszyscy oczekiwali na to, co miało się za chwilę zdarzyć. Nikt się nie śmiał, nikt nie komentował. Zuza wlepiła wzrok w podłogę. Wiedziała doskonale, że już nie ma pracy. Czekała tylko, aż szef powie jej to prosto w oczy.
- Proszę spakować swoje rzeczy. Już tu pani nie pracuje - syknął mężczyzna

W tym samym czasie ...


- Kuba! Do mnie!
   Kosa niechętnie udał się do trenera. Coś mu podpowiadało, że ta rozmowa do najlżejszych należeć nie będzie.
- Tak?
- Możesz mi powiedzieć co to do cholery jest?! - trener Urban był wściekły na swojego podopiecznego
- Przepraszam ...
- Nie przepraszaj mnie, tylko weź się w garść! Ostatnio zachowujesz się jakbyś był w zupełnie innym świecie! Co się z tobą dzieje?
   Kuba nie wiedział jak ma odpowiedzieć. Przecież nie będzie się tłumaczył tym, że jakaś śliczna brunetka o boskim, szerokim uśmiechu zawróciła mu w głowie. To byłoby niedorzeczne! Ale ona naprawdę była tak wspaniała, że młody Kosecki nie mógł przestać o niej myśleć. Jej przeuroczy śmiech ciągle rozbrzmiewał mu w głowie, a piwne oczy ...
- KUBA!
- Yyy .. Tak? - pomocnik ocknął się z letargu
- Nie zagrasz z Lechem. Taka jest moja decyzja - oznajmił pan Jan i odszedł od swojego zawodnika
   Resztę treningu Kuba spędził na wściekaniu się na siebie. Niestety, nawet to mu nie wychodziło. Po kilku zderzeniach ze słupkiem, zszedł z boiska z rozbitą głową.
- Kuba, co się stało? - do przyjaciela podbiegł zatroskany jak nigdy Dominik
- Nie minęły nawet dwa miesiące ... - westchnął Kuba
- Od czego?
- Od mojego rozstania z Olą ..
- I co z tego? - Dominik nie bardzo rozumiał o co chodzi
   Kosa nie odpowiedział. Po prostu poszedł do szatni, zostawiając przyjaciela w osłupieniu.

Godzinę później ...

   Zuza siedziała w kawiarni i popijała leniwie ulubione latte. Humor jej nie dopisywał. Nie dziwota, skoro właśnie straciła pracę, a w drodze do domu ktoś ukradł jej torebkę. Kiedy już myślała, że ten dzień będzie najgorszym dniem w jej życiu, zadzwonił telefon.
- Tak?
- Dzień dobry pani Zuzanno - w słuchawce rozbrzmiał głos właściciela kamienicy - Chciałbym panią powiadomić, że do północy musi się pani wyprowadzić
- Ale .. dlaczego?!
- Dlatego, że cała kamienica została przeze mnie sprzedana. Żegnam   Zuza miała ochotę zjeść komórkę, albo chociaż rozwalić ją o ścianę. Tak po prostu. Nic jej się nie układało. Straciła pracę, straciła mieszkanie, całe szczęście, że klucze, portfel i telefon miała przy sobie. To jednak było marne pocieszenie. Załamana uderzyła mocno głową w stół.
- Widzę, że też masz okropny dzień - ktoś dosiadł się do jej stolika
   Zuza podniosła wzrok.
- Przepraszam, ale ...
- Jestem Kuba. Ale możesz mówić mi Rzeźnik - blondyn uśmiechnął się szeroko
- Wiem kim jesteś ... - mruknęła Zuza
- Ale ja nie wiem kim ty jesteś
- Zuza. Mam na imię Zuza
   Uroczy mężczyzna poruszył brwiami i pokiwał głową
- Ładne imię - oznajmił - Co się stało, że jesteś taka zła?
- Przez swoją głupotę straciłam pracę, właściciel kamienicy w której mieszkam ją sprzedał, a jakiś imbecyl ukradł mi torebkę. - wyrecytowała- I tak masz lepiej ode mnie - westchnął - Dwa dni temu nakryłem moją dziewczynę z kochankiem. Tego wieczoru miałem się jej oświadczyć ...
   Zapadła cisza. Zuza w myślach współczuła Kubie, a Kuba w myślach współczuł Zuzie. Oboje byli szorstko potraktowani przez los.
- Życie jest do bani ... - stwierdziła dobitnie Zuza
   I chyba miała rację.

                                              

Co będzie dalej? :D

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 4

Następnego dnia ...
Południe


   Marietta właśnie była w drodze do studia fotograficznego. Nie obhcodził ją fakt, że jest południe, a ona miała się stawić o 8. Szła chodnikiem postukując wesoło obcasami czarnych szpilek. Jej rude włosy ułożyły się w fale i opadały na smukłe ramiona. Granatowa, bawełniana sukienka unosiła się pod wpływem lekkich podmuchów wiatrów. Zapach jej perfum roznosił się za nią, przyciągając tym samym spojrzenia osobników płci męskiej. Marietta doskonale wiedziała jakie ma atuty i bezwględnie je wykorzystywała. Wszyscy mężczyźni jedli jej z ręki. Mogła mieć każdego. Wydawałoby się, że jest niezależną i pewną siebie kobietą. Problem polagał jednak na tym, że nawet jej osobowość i temperament były niczym w porównaniu z charakterem jej szefowej. Kiedy tylko dostała się do studia otrzymała od niej ostrą reprymendę. Tak ostrą, że doznała dziwnego uczucia, które już dawno jej nie towarzyszyło. Poszuła strach.
- Jeszcze jeden taki wybryk i wylatujesz! - pogroziła srogo wysoka brunetka o piwnych oczach i udała się w stronę ekspresu do kawy
   Marietta dołączyła za to do jej ulubionego fotografa. Znali się jeszcze z Włoch. Oboje byli profesjonalistami. Oboje bardzo dobrze wiedzieli "co w trawie piszczy". Marietta czuła się przy nim jak w domu. Poza tym łączyło ich jeszcze jedno: Marek był jedyną osobą, która wytrzymywała z Mariettą. Moża by rzecz, że łączyła ich przyjaźń. Oboje rozumieli się bez słów. I właśnie dlatego Marietta tak ceniła fotografa.
   Po skończonej sesji (a była ona długa i męcząca) udali się do kawiarni na lunch. Albo na obiad, jak kto woli. Jedli w ciszy. Nie dlatego, że się posprzeczali. Po prostu w ich przypadku cisza nie była krępująca. Kiedy każde z nich w spokoju konsumowało swój obiad, w torby Marka rozległ się dźwięk telefonu. Szatyn wziął urządzenie i odrzucił połączenie.
- Nie odberzesz? - Marietta była nieco zdziwiona zachowaniem kolegi
- To Julia.
   Modelka zrobiła duże oczy. Nie pytała o nic więcej, złapała tylko mimowolnie przyjaciela za rękę na znak, że przy nim jest. 

W tym samym czasie ...


   Kuba Rzeźniczak postanowił zaszyć się w swoim dużym mieszkaniu i przespać wszystkie problemy. Na początek postanowił opuścić trening. Jego plan szybko odkrył trener Urban i już od kilku godzin natrętnie do niego wydzwaniał. Obrońca Legii schował telefon głęboko w kanapie. Jego nieobecność na treningu wykorzystał inny Kuba. Kosecki Kuba. Młody pomocnik dawał z siebie wszystko. Po ostatnich wybrykach pan Jan zagroził mu ławką rezerwowych. To wystarczyło. Dzisiaj Kosa zachowywał się na boisku jak rasowy piłkarz.
   Po treningu razem z Dominikiem miał się udać na kawę, ale jego przyjaciel otrzymał ważny telefon i musiał jechać. Tak więc młody Kosecki szedł sam ulicami Warszawy w stronę jego ulubionej kawiarni. Kiedy już dotarł pod budynek zorientował się, że lokal jest pusty. Na całe szczęście. Zero dziennikarzy ani tzw. "hotek". Kuba usiadł przy stoliku pod oknem. Gdy tak siedział i rozmyślał o swoim przykrym rozstaniu z dziewczyną (to chyba jakaś klątwa imienników...) zauważył w kącie pewną dziewczynę. Miała bardzo ostre, ale ciekawe rysy twarzy. Brązowe włosy związane były w wysokiego koka i odsłaniały szerokie, rozumne czoło. Piwne oczy błądziły po ekranie laptopa. Szczupłe dłonie trzymały kubek z gorącą czekoladą, której zapach roznosił się po kawiarni. Kuba wpatrywał się w nią dopóty, dopóki ona nie zauważyła jego. Ale, co najdziwniejsze, nie była zła. Uśmiechnęłą się tylko szeroko i puściła mu oko. Kosa czuł jak na jego policzek wchodzi rumieniec. Wtedy ona zaśmiała się perliście i znów wpatrzyła się w monitor. Po długim oczekiwaniu młody Kosecki postanowił podejść do nieznajomej.
- Mogę się dosiąść? - zapytał niepewnie,
- Tak, proszę - pokiwała twierdząco głową, nie odrywając jednak wzroku od urządzenia
   Kuba nie wiedział jak zacząć rozmowę. Postanowił patrzyć się na nią tak długo, aż ona o coś zapyta. Bardzo oryginalna taktyka.
- Mam coś na twarzy? - dziewczyna wreszcie spojrzała na pomocnika
- Hę? Yyy .. tak. To znaczy nie! Po prostu ... sam nie wiem ... - miotał się Kuba
   Kiedy ona zaczęła się śmiać, on poczuł dziwne, ale przyjemne mrowienie w kręgosłupie.
- Oj, Kuba, Kuba. Zabawny jesteś - piwnooka dziewczyna pokręciła głową
- Skąd wiesz jak mam na imię?
- Żartujesz? Tu zna cię każdy. Jesteś swego rodzaju bohaterem.
   Po tych słowach młody pomocnik zaczerwienił się jeszcze bardziej. Leżący na stole telefon zawibrował. Dziewczyna odbyła krótką rozmowę.
- Muszę iść - zawiadomiła i ubrała swoją dżinsową katanę
- Zaczekaj! Dasz mi swój numer telefonu? - Kosa wyskoczył z tym pytaniem jak Filip z konopii
- Ale my się nawet nie znamy!
- To powiedz mi chociaż swoje imię!
   Dziewczyna uśmiechnęła się przyjaźnie i skierowała się w stronę drzwi.
- Zuza - powiedziała, trzymając rękę na klamce - Mam na imię Zuza

                                            

Poznajemy ze sobą bohaterów :D

sobota, 2 listopada 2013

Rozdział 3

Trzy godziny później ...


   Zuza miała pełną świadomość, że Ela różni się nieco od innych ludzi, jednak te podejrzane wiadomości zaczynały wzbudzać jej niepokój. Kroczyła więc pewnie niepewnie w stronę ich ulubionej kawiarni, stukając szpilkami o płytę chodnika. Kiedy weszła do pomieszczenia, w tłumie ludzi ujrzała twarz swojej przyjaciółki.
- Coś się stało? - Zuza była lekko podenerwowana
- Oj stało się, stało ...
   W głowie Zuzy zaczął tworzyć się czarny scenariusz.
- Zabiłaś kogoś? Nie zapłaciłaś rachunków i wpadłaś w długi? Jesteś w ciąży? Mafia wydała na ciebie wyrok śmierci? Masz raka? - Zuza wyrzuciła z siebie wszystkie te możliwości z prędkością światła
- Ciekawe propozycje, ale nie. Chodzi mi o zupełnie coś innego - odparła spokojnie Ela i wyjęła papierosa
- Tu nie wolno palić - poinformował ją kelner i obdarzył ją zimnym spojrzeniem
- Och... Przepraszam ... - wyjąkała
- Możesz mi wreszcie powiedzieć o co chodzi? - ponagliła Zuza
   Ela nie miała chyba zamiaru szybko uświadomić swojej przyjaciółki. Schowała powoli papierosa, upiła łyk latte i odetchnęła.
- Elka!
- Znalazłam pracę
   Nie macie pojęcia jaką minę miała teraz Zuza. Jej brwi uniosły się do góry, a oczy wyszły z orbit. Szczęka z hukiem roztrzaskała się o podłogę.
- Ale ... gdzie?
- W kancelarii prawniczej? - Ela byłą wyraźnie poirytowana pytaniem przyjaciółki
- Jakim cudem?! - Zuza wypowiedziała te słowa stanowczo za głośno, ponieważ kilkanaście par oczu zwróciło się w jej stronę
- No wiesz co?! - oburzyła się blondynka
   Przez moment między paniami panowała cisza. Jedna była wstrząśnięta faktem znalezienia pracy przez drugą, a druga siedziała obrażona na pierwszą. Tę, bądź co bądź, niezręczną ciszę przerwał hałas dochodzący z zaplecza.
- Kelner coś pobił - stwierdziła dobitnie Zuza

W tym samym czasie ...

- Wyglądasz zniewalająco - powiedział do swojego lustrzanego odbicia Rzeźnik, zwany też Kubą. Albo na odwrót - Masz genialną fryzurę, boskie, niebieskie oczy i wysportowane ciało. Jesteś idealny.
   I próżny. Stojąc przed lustrem, Kuba nucił "Always Look At The Bright Side Of Your Life". Właśnie szykował się na spotkanie ze swoją dziewczyną. Pewnie się domyślacie w jakiej sprawie. A jeśli nie, to odpowiedź na to pytanie znajdowała się na stole, w małym czerwonym pudełeczku.
- Zgodzi się. Na pewno się zgodzi. Przecież Cię kocha. Ale czy na pewno? A może jest z Tobą tylko dla pieniędzy? - zastanawiał się wychodząc z mieszkania
   Szybko zbiegł ze schodów i wpakował się do swojego kabrioleta. Kiedy odpalił silnik i odjechał kawałek w kieszeni zawibrował mu telefon.
- No i jak? - w słuchawce zabrzmiał głos Daniela Łukasika
- Właśnie po nią jadę
- A wziąłeś pierścionek?
   Samochód gwałtownie zahamował.
- Nie wziąłeś ...
   Kuba zawrócił pod kamienicę, wbiegł na piąte piętro, otworzył mieszkanie, wziął pierścionek, zamknął mieszkanie, zbiegł po schodach, wszedł do samochodu i ruszył w drogę. I to wszystko w ciągu niecałych pięciu minut.
- Kiedyś głowę zostawisz! - usłyszał, kiedy znów przystawił telefon do ucha
- Jak się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy! W moim przypadku teraz zanosi się śmiechem.
- Życzę ci powodzenia - Daniel podniósł swojego kumpla na duchu i rozłączył się
   Kuba w zawrotnym tempie znalazł się pod domem swojej dziewczyny. Jako że byli ze sobą już dwa lata, miał od niego klucze. Postanowił wejść od razu. Jednak kiedy wszedł uświadomił sobie, że lepiej byłoby gdyby spokojnie poczekał na zewnątrz. Dlaczego? Ano dlatego, że z salonu dało się słyszeć dziwne sapanie i pojękiwania. Kuba stawiał powoli kroki. Jednak robił to bardzo nieumiejętnie, ponieważ jego lakierki stukały głośno o marmurową podłogę. Jęki ucichły. Po chwili z salonu wybiegł mężczyzna, a za nim ... dziewczyna Kuby. Chociaż w tym momencie można było ją nazwać byłą dziewczyną.
- Kubuś? Co ty tu robisz? - zapytała potargana, próbując zakryć swoje nagie ciało kocem
Co JA tu robię?! Co ON tu robi?! - wściekł się Rzeźnik (źle zabrzmiało to zdanie)
- Ale kochanie ... To nie jest tak jak myślisz!
- Edyta, che cosa è? - odezwał się mężczyzna, tym samym zdradzając swoją narodowość   Kuba nie chciał wyjaśnień. Kiedy Edyta zbierała swoje ubrania, on wyszedł z domu trzaskając drzwiami.
- Daniel? Musimy się napić! - nagrał się na sekretarkę kumplowi i pojechał w stronę najbliższego baru.


                                              

Rzeźniczak :D Jeden z moich ulubieńców w tej historii :D

czwartek, 24 października 2013

Rozdział 2

 Następnego dnia ...

   Ela, wierna kibicka Legionistów, szła chodnikiem dumnie wypinając pierś. Robiła tak nie dlatego, że chciała olśnić swą urodą rzeszę panów, lecz dlatego, że właśnie odbyła udaną rozmowę kwalifikacyjną. Była z siebie tak zadowolona, że naszła ją ochota na spotkanie z bardzo niebezpieczną osobą w bardzo niebezpiecznym miejscu. Cała w skowronkach udała się do uniwersyteckiego dziekanatu.
- Czego tu szuka? - warknęła starsza pani w okularach wielkości denek od słoików.
- Przyszłam po swoją legitymację studencką. Byłaby pani tak miła mi ją wydać? - Ela wypowiedziała te słowa tak radośnie, że kobieta zza okienka omal nie dostała palpitacji serca.
- Elka! - w drzwiach pomieszczenia pojawiła się dawno nie widziana przyjaciółka Eli. A właściwie jej największy wróg.
- Cześć ... - Ela była tak zaskoczona spotkaniem, że zapomniała po co przyszła do dziekanatu
- Legitymacja! - fuknęła starsza pani i rzuciła niedbale książeczkę na blat
   Obie stały naprzeciwko siebie. Żadna z nich nie była w stanie nic powiedzieć. Nie żeby były wściekle szczęśliwe z takiego obrotu spraw, ale obie za sobą nie przepadały.
- Co ty tu robisz? - pierwsza z tego letargu ocknęła się Ela
- Przyjechałam do pracy, a ty? - rudowłosa kobieta skrzyżowała ręce na piersiach i wbiła w nią swoje zielone tęczówki
- Studiuję. Prawo.
   Znajoma przybrała dziwny wyraz twarzy. Chyba się nie spodziewała takiej odpowiedzi.
- Myślałam, że ...
- Że co? - przerwała jej Ela, lustrując ją wzrokiem. Cholera, nic się nie zmieniła.
- Nieważne. Musimy się umówić na kawę i wszystko sobie opowiedzieć. Koniecznie. - dziewczyna podała swoją wizytówkę i wyszła z dziekanatu
Marietta Mikołajczak. Modelka - widniało na skrawku papieru

W tym samym czasie ...

   Kuba, po całonocnej libacji, właśnie staczał się z łóżka. Czuł się nad wyraz dobrze. Tak mu się przynajmniej wydawało. Powlókł się do kuchni w celu przyrządzenia sobie śniadania i to chyba było błędem. Po pierwszym kęsie jego żołądek obrócił się do góry kopytami. Nogi zaprowadziły go do łazienki, a obolała głowa wylądowała w sedesie. Silne konwulsje trzęsły jego wysportowanym ciałem. I trzęsły by dalej, gdyby nie fakt, że żołądek był już pusty. Młody Kosecki przysiągł sobie w duchu, że już nigdy w życiu nie będzie mieszał piwa ze szkocką i tquillą.
- Halo? - w drzwiach mieszkania stanął Dominik
- W łazience ... - wybełkotał Kuba i oparł się o ścianę
   Kiedy Domi wszedł głębiej w oczy rzucił mu się idealny wręcz porządek, co mocno go zdziwiło.
- Widzę, że ktoś tu się bawi w Perfekcyjną Panią Domu. Przyjaźnisz się z Rozenkową? - zironizował, ale kiedy przyjaciel rzucił mu mordercze spojrzenie, zdjął kurtkę i pomógł mu wstać.
- Chyba nie dam rady pójść na trening ... - mruknął Kosa, kurczowo trzymając się kolegi
   Wypowiedział te słowa w niewłaściwym momencie. Właśnie zadzwonił telefon.
- Kuba! Gdzie ty do cholery jesteś?! - głos pana Jana zabrzmiał złowrogo
   W tym właśnie momencie młody Legionista uświadomił sobie, że nie jest dobrze. Choć serce ze strachu waliło jak oszalałe, znalazł w sobie wystarczająco dużo siły na rozmowę z trenerem. A ów rozmowa wydawała się nieunikniona.
- Trenerze, źle się czuję... Chyba nie dam rady przyjść ... - wypowiadając te słowa Kuba wyobraził sobie minę pana Jana i, uwierzcie mi, nie była ona wesoła.
- Trzeba było tyle nie pić! - warknął mężczyzna
- Skąd pan ...? - młody Kosecki był wyraźnie zaskoczony wiedzą, jaką posiadał jego trener
- Myślisz, że was nie znam? Po tylu miesiącach pracy wiem o was praktycznie wszystko.
   Cholera, jest gorzej niż myślał.
- Dzisiaj ci odpuszczam, ale jutro zostaniesz po treningu - rzekł spokojnie trener Urban, ale Kuba oczami wyobraźni widział jak grozi mu palcem
- I co? - odezwał się Dominik, podsuwając koledze talerz z kanapkami
   Kosa kiwnął tylko głową i zabrał się za jedzenie.

Dwie godziny później ...

   Zuza właśnie miała przerwę obiadową. Wygłodniała niczym wilk, pędem pobiegła do bufetu. Jak na złość jej ulubione maślane bułeczki rozeszły się jak ... świeże bułeczki. Cóż, musiała posilić się sałatką. Kiedy po raz enty przeżuwała gumowego kurczaka, w jej kieszeni wesoło zawibrował telefon. Na ekranie wyświetlił się duży napis "NIE ODBIERAJ POD ŻADNYM POZOREM!". Mimo wszystko odebrała.
- Tak mamo?
- Mam ochotę Cię udusić! Aż żałuję, że pozwoliłam ci mieszkać dziewięć miesięcy w swojej macicy! - wściekła rodzicielka strofowała swoją córkę bez żadnego Dzień dobry, ani Przepraszam, ani Pocałuj mnie w ... Wiadomo co.
- Też Cię kocham, mamo! - wyszczerzyła się do słuchawki Zuza i wypluła sałatkę z powrotem do opakowania - A możesz mi wytłumaczyć o co chodzi?
- O co chodzi?! Ty się jeszcze pytasz, o co chodzi?! No to ja ci powiem, o co chodzi! Dlaczego nic mi nie powiedziałaś, że zerwałaś z Patrykiem?!
   Ups...
- Mamo! Dlaczego wtrącasz się w moje życie? - oburzyła się Zuza, chcąc zmienić temat rozmowy.
- Dałam ci je, więc mogę też o nim decydować!
   Zuza uświadomiła sobie, że jej mama kieruje się zasadami rodem z średniowiecza. Postanowiła więc jak najszybciej zakończyć tą rozmowę.
- Mamo, muszę wracać do pracy. Pogadamy później - poinformowała i rozłączyła się
   Siedząc w gabinecie, Zuza zastanawiała się, dlaczego rodzice tak usilnie starają się ingerować w jej życie. Przecież była już dorosła, miała pracę i mieszkanie! Czemu wciąż traktują ją jak dziecko? Te przemyślenia przerwał stos papierów lądujących na jej biurku oraz sygnał przychodzącej wiadomości. Zdziwiła się, gdy odczytała SMS-a od Eli:
                                              "O 18 w kawiarni"

                                        

Co według was od Zuzy chce Ela? :D

środa, 16 października 2013

Rozdział 1

W tym samym czasie ...

   Dominik zastanawiał się, dlaczego Kuba tak ostro zareagował. Choć młody Kosecki znany był z nieposkromionego charakteru, to kolejny taki wybryk mógłby poskutkować ławką rezerwowych. A tego Domi nie chciał. Po treningu zgarnął więc swojego przyjaciela i poszedł z nim na kawę, robiąc sobie nadzieję na szczerą rozmowę.
- Ale czemu ty ciągle naciskasz?! - oburzył się Kosa - Ja nie chcę o tym rozmawiać!
- Kuba na litość boską! Weź się w garść! Chcesz wylądować w drugim składzie? Niedługo trener przestanie być dla ciebie taki pobłażliwy! - Furmiemu powoli puszczały nerwy. Miał ochotę wyjść z siebie i stanąć obok
- To nie jest twoja sprawa! - wykrzyknął pomocnik i zrobił minę obrażonego siedmiolatka, czym wzbudził atak niepohamowanego śmiechu u swojego towarzysza - Co cię tak bawi?!
- Nic, nic. Chodź, pójdziemy na piwo - zaproponował Dominik, po czym nie przestając się śmiać zabrał swojego kumpla do baru za rogiem
   Nie ma to jak męska solidarność.

Godzinę później ...

   Kiedy Zuza wysłuchała nudnego opowiadania Eli, kiedy wyszła z psem na spacer, kiedy wrzyciła coś na ruszt i kiedy zapłaciła zaległe rachunki, do drzwi jej domu zapukał pewien dobrze jej znany mężczyzna
- Duszek! - rzuciła się na szyję Słowakowi, zupełnie zapominając, że ów znajomy jest żonaty (i dzieciaty, ale to nie jest ważne) i że to nie przystoi.
- Czeszcz, mała - Dusan odpowiedział tak, że Zuza przez chwilę myślała, iż przyjechał wprost z Las Vegas
   Uprzejmie zaprosiła swojego gościa do kuchni, po czym wsadziła mu w ręce kubek z gorącą kawą.
- Co cię do mnie sprowadza? - zapytała bramkarza i usadowiła się wygodnie na parapecie
- Mam proszbę. Mogłabysz się jutro zającz małą? Wyjeżdżamy i ... - przerwał, ponieważ Zuza wydawała się jakby obecna ciałem, ale nie duchem - Wszysztko w porządku?
- Właśnie przypomniałam sobie, że nie zadzwoniłam do mamy - oznajmiła spokojnie, choć sytuacja w jakiej się znalazła nie była spokojna. No bo przecież każdy z nas wie, jak zachowuje się matka, która martwi się o swoje dziecko, prawda?
   Słowak pokiwał głową i zaczął cmokać, dając tym samym znak, że Zuza powinna jak najszybciej powiadomić rodzicielkę o swoim przyjeździe, przeprosić ją i obiecać, że nigdy tak nie zrobi. Przynajmniej on tak robił ze swoją małżonką.
- Nie jeszt dobrze. Jeszt nawet żle - stwierdził dobitnie po chwili namysłu
   Siedzieli tak w ciszy jeszcze przez chwilę i byliby siedzieli dłużej, gdyby do Dusana nie zadzwoniła (a jakże!) kochana towarzyszka życia.
- Tak? - w słuchawce rozległ się głos wściekłej kobiety - U Zuzy - znów podniesiony głos - Ale kochanie ... - małżonka wygłosiła długi monolog, jak to ona cierpi, kiedy jego przy niej nie ma - Dobrze, zaraz będę ...
- Musisz? - Zuza zapytała z nadzieją, że jednak nie musi
- Muszę - nadzieja prysła

Tymczasem gdzieś w innej części Warszawy ...

- Domi! Dominik! Dominiś! Mordo ty moja! - głos zapitego Koseckiego niósł się po blokach. To nie było tylko jedno piwo.
- Kuba! Kubuś! Kubuniu! Niedobrze mi ... - towarzysz chwiejnym krokiem przemierzał dzielnie kolejne uliczki
- Ja ci dobrze radzę! Wyrzuć to z siebie! - poradził koledze spotkany przypadkowo w barze Daniel Łukasik. No, może nie tak przypadkowo.
- Nie. Już ... już się czuję ..  - Dominik, łapiąc się kurczowo lampy, zwrócił całą zawartość żołądka - ... lepiej
- A co do tej sytuacji z treningu ... - zagadnął Kuba Wawrzyniak, zupełnie nie zainteresowany Furmim - Mój imienniku, wybacz. Poniosło mnie
- Mnie ... też. Ale nie przepraszam - wyszczerzył się Kosa i zaczął nucić coś w stylu "Hakuna Matata"
   Cała czwórka, gaworząc w najlepsze (bo tego nie można było nazwać rozmową), dotarła pod blok. Panowie byli tak zadowoleni, że przyśpiewywali sobie wesoło. A robili to tak głośno, że w pewnym momencie z jednego z okien wychyliła się czyjaś głowa. A konkretnie Zuzy.
- Możecie być ciszej?! Ja tu pracuję! - wykrzyknęła zbulwersowana. Jak ktoś mógł zagłuszać jej ciszę pod jej blokiem?! Bezczelność!
- Kocham Cię, kochanie moje! Kocham Cię, a kochanie moje! - wrzeszczał Daniel wniebogłosy
- Ja uwielbiam ją, ona tu jest i tańczy dla mnieeee! - dołączył się do kolegi Dominik, niemiłosiernie przy tym fałszując
- Cicho, chłopaki! Musimy przejść niez.. nieza...nie-za-u-wa-że-ni ... - wydukał młody Kosecki, po czym położył sobie palec na ustach i zaczął rechotać
Banda idiotów ... - przemknęło przez myśl Zuzie
  Tak, ten wieczór nie będzie spokojny.


Wprowadzamy więcej bohaterów :D

środa, 9 października 2013

Prolog

   Poniedziałek, godzina jedenasta trzydzieści pięć. Gdzieś pomiędzy Zakopanem a Warszawą, czerwonym Fiatem Doblo jechała młoda, ambitna studentka prawa. Próbowała dostać się do stolicy, ale zakorkowana Zakopianka skutecznie to uniemożliwiała. Poirytowana, biła się w pierś, że odłożyła wyjazd na ostatnią chwilę. A przecież miała tak dużo czasu! W pewnej chwili ze schowka dało się słyszeć ciche brzęczenie telefonu.
- Córciu, gdzie ty jesteś? Powinnaś być trzy godziny temu! - w słuchawce rozległ się głos zdenerwowanej rodzicielki
- Mamuś, spokojnie. Droga jest zakorkowana i tyle - Zuza wysiliła się na spokój, choć w tej chwili najchętniej waliłaby głową w kierownicę
- Ale miałaś być już dawno w domu!
- Powroty z wakacji zawsze są trudne ...
- Ale ile można stać w korku?! No powiedz mi, ile?! - poczciwa kobiecina była u kresu wytrzymałości
- No ja już stoję dwie i pół godziny ...
   Cisza.
- Halo, mamo! - ponagliła Zuza
- To ja lepiej upiekę ciasto ...
   Tak, tak będzie zdecydowanie lepiej.

W tym samym czasie...

- Panowie! Zachowujecie się jak dzieci! - trener Urban był wyraźnie zdegustowany poziomem jaki reprezentowali w tej chwili jego podopieczni. Przecież zawsze dawali z siebie wszystko! A teraz? No cóż, biedny pan Jan musiał się przyzwyczaić do takiego stanu.
   A o co poszło? A o to, że Jakub, syn Romana po raz kolejny wykopał piłkę wysoko ponad bramką, a swoją złość wyładował na stojącym obok Kubie Wawrzyniaku. Efekt? Podbite oko. Kosy, nie Wawrzyniaka.
- Wszystko w porządku? - Dominik podszedł do swojego leżącego na murawie kolegi (bo Wawrzyniak silnym chłopem był) i pomógł mu się podnieść
- A weź! - Kosa odepchnął rękę przyjaciela i podniósł się o własnych siłach, po czym chwiejnym krokiem skierował się do szatni
- Sztary, co się z Tobą dźeje? - do młodego pomocnika podszedł Dusan Kuciak i przemówił do niego po polsku, ale z iście słowackim akcentem
   Kuba przewrócił oczami i otworzył drzwi pomieszczenia.
- Treningi mi nie wychodzą, pokłóciłem się z ojcem, a na dodatek rozstałem się z dziewczyną! Chyba mam prawo być nieszczęśliwy, tak?! - mruknął niezadowolony, wchodząc do środka

Cztery godziny później ...

   Zuza właśnie wchodziła do domu, kiedy jej niesforny owczarek niemiecki stłukł jej ulubioną grecką wazę.
- Mój Boże, Dżeko! - wrzasnęła właścicielka kudłatej bestii, wypuszczając tym samym ciężkie walizy na podłogę
   Pies wystraszony tym hałasem, pobiegł do kuchni i położył się pod lodówką z nadzieją, że jego pani nie nałoży na niego surowej kary. Istotnie, tak było. Ale nie dlatego, że Zuza miała gdzieś wazę. Stało się tak, ponieważ odkryła inną, przerażającą sprawę. Okazało się mianowicie, że jakiś bezczelny typ (spod ciemnej gwiazdy, zapewne) ukradł jej komórkę! I to w dodatku nową! Kosztowała 300 zł! Co za pech ...
- Halo? Pani Zuzanno, jest tu pani? - w drzwiach pojawił się właściciel kamienicy - Bo ja chciałem poinformować, że sprzedaję to lokum i ma pani tydzień na wyprowadzkę
- Ale jak to sprzedaje pan?! Przecież ja tu mieszkam! - zaprotestowała brunetka, ale mężczyzna tylko wzruszył ramionami
- Trudno. Musi pani znaleźć sobie inne mieszkanie. Przykro mi
   Kiedy drzwi się zamknęły, kiedy Dżeko zaczął dobierać się do poduszki i kiedy do Zuzy doszło, że musi się wyprowadzić, nadeszła kolejna katastrofa. Pani Katastrofa.


Pierwsze koty za płoty :D 
Jak wam się podoba prolog i co według was stanie się w 1 rozdziale?

czwartek, 3 października 2013

Bohaterowie


Zuzanna Skalska (23 l.) - młoda studentka prawa



Ela Grzelczak (24 l.) - przyjaciółka Zuzy



Jakub Kosecki (23 l.) - pomocnik Legii Warszawa


Dominik Furman (21 l.) - pomocnik Legii Warszawa


Marietta Mikołajczak (25 l.) - seksowna modelka


Jakub Rrzeźniczak (26 l.) - boczny obrońca/defensywny pomocnik Legii Warszawa


Dusan Kuciak (28 l.) - bramkarz Legii Warszawa; przyjaciel Zuzy



                                                          ...  i inne osoby związane z bohaterami



To mamy bohaterów :D
Mam nadzieję, że to opowiadanie przypadnie wam do gustu :D
Proszę o komentarze :D