sobota, 7 grudnia 2013

Rozdział 8


Tym czasem ...


- Kuba! - wrzasnął potężnie Domi, widząc, że przyjaciel wierci się w fotelu
   Kosa zerwał się zdyszany i wlepił przerażony wzrok w przyjaciela.
- Koszmar? - Furmi uśmiechnął się pod nosem
- Boże, ty żyjesz ... - Kuba odetchnął mocno, po czym oparł się o siedzenie
- Żyję. Od ponad 20 lat i przestać nie zamierzam - zaironizował Dominik, nakładając słuchawki na uszy
   Nic się nie stało. To był tylko sen. Cały ten wypadek, zderzenie, dachowanie to tylko sen. A raczej koszmar. Kosa starał się złapać oddech i uspokoić. To wszystko było takie realne, prawdziwe ... Aż sam nie mógł uwierzyć w to, co widział. W pewnym momencie autobus skręcił niebezpiecznie i uderzył w coś. A konkretnie w barierkę zamontowaną przy jezdni. Kosa zlał się znów potem. Czyżby wizja miała się spełnić?
   Trener Urban zaklął siarczyście tak, że było go słychać na końcu autobusu. Piłkarze również pokusili się o niewybredny komentarz.
- Gdzie ty człowieku prawo jazdy robiłeś?! Na samochodziku w Tesco?! - pieklił się Kuba Wawrzyniak
- Jeździsz jak moja matka! - wtórował mu Artur Jędrzejczyk
- Twoja matka nie umie jeździć autem!
- No właśnie o to mu chodzi przecież!
- Nie obrażaj swojej matki! Ona cię urodziła!
- I za to powinniśmy ją ukarać ...
- Bóg ją już pokarał. Arturem.
   Po autobusie rozniósł się gromki śmiech całej drużyny. Tylko Kosa się nie śmiał. Z baaaardzo prostego powodu.

Następnego dnia ...
Kawiarnia "Cappuchino"
Południe

- To rzeczywiście był koszmar .. - stwierdziła dobitnie błyskotliwa jak nigdy Ela sącząc tzw. "małą czarną"
- A najgorsze jest to, że on był tak realny ... - westchnęła Zuza i zanurzyła usta w latte
   Przez chwilę siedziały tak w ciszy obserwując wchodzących i wychodzących klientów, przejeżdżające samochody, biegnące psy, aż w końcu obie zdały sobie sprawę, że życie jest kruche jak ciasteczko babci Stefy i należy na nie uważać. Bardzo filizoficzne przemyślenia.
   Z zadumy nad sensem własnego istnienia wyrwała je kłótnia i trzask rozbijających się o podłogę filiżanek.
- To wszystko twoja wina! To wszystko przez ciebie! Zniszczyłeś nasz związek! - rudowłosa kobieta wymachiwała rękoma rzucając w biednego mężczyznę czym popadnie
   Zgadnijcie, kim była ów rudowłosa kobieta. Oczywiście nikim innym niż Mariettą Mikołajczak, modelką o pięknej figurze, zielonych oczach i zgrabnych nogach. Osobą, na którą Ela i Zuza miały uczulenie. I tak jakoś wyszło, że zachciało im się kichać, więc kichnęły zgodnie jak jeden mąż, dając upust swojemu zdziwieniu.
- O! Cześć dziewczyny ... - Mariettę zaskoczyła obecność dwóch przyjaciółek w tym miejscu o tej porze dnia, a było to południe, czyli czas największej pracy - Co wy tu robicie?
- Sączymy - powiadomiła Ela, a zabrzmiało to tak dystyngowanie, że Zuza wyprostowała się na krześle i dumnie uniosła głowę
- Rozumiem, że jesteście niezwykle zajęte, tak? - modelka spojrzała na młode prawniczki, a widząc, że te nie odpowiadają, ciągnęła dalej: - Bo jeżeli nie, to ja wam chętnie dam zajęcie
   Zuza już chciała zaprzeczyć, już chciała powiadomić Mariettę, że owszem, są baaardzo zajęte, ale modelka dosiadła się do ich stolika i rozpoczęła swój monolog.
- Chodzi o mieszkanie - zaczęła - Jestem w Warszawie od miesiąca, ale do tej pory nie udało mi się znaleźć jakiegoś sensownego lokum. Mieszkam kątem u przyjaciela i ...
- TO TY MASZ PRZYJACIELA?! - ta wiadomość wstrząsnęła Elą, która nie ukryła swojego zdziwienia
- ... czuję się źle zawracając mu wciąż głowę - dokończyła Marietta
- Do sedna - poleciła nieco zniecierpliwiona Zuza
- Już mówię. Tydzień temu dowiedziałam się, że dziadek zostawił mi w spadku całkiem spore mieszkanie na Mokotowie. Pomyślałam sobie: "Masz szczęście, dziewczyno!". Okazało się jednak, że owe mieszkanie zamieszkuje jakiś obcy mężczyzna, który podaje się za właściciela i ani mu się śni wyprowadzać!
- A w czym my jesteśmy ci potrzebne? - wtrąciła się Ela
   Marietta uderzyła się otwartą dłonią w czoło. Zuza przewróciła oczami.
- Chcesz, żebyśmy to my zajęły się tą sprawą - to zabrzmiało jak stwierdzenie, a nie pytanie, ale Zuzie to nie przeszkadzało
   Marietta pokiwała twierdząco głową i dodała:
- Chcę, żebyście załatwiły tą sprawę jak najszybciej. Nie chcę siedzieć na głowie przyjacielowi.
   Ela wykrzywiła się nieco, Zuza upiła łyk kawy, a modelka widząc to, uznała, że panie się zgadzają i pomogą jej załatwić sprawę. Przyklasnęła wesoło i poprawiając żakiet wyszła z kawiarni.
- Zuza ... - głos Eli przybrał błagalny ton
- Za późno. Już się zobowiązałyśmy - Zuza westchnęła głośno i opróżniła filiżankę

Kilka godzin później
Pepsi Arena

- Kuba! Dominik! Zbierać piłki! - polecił trener Urban, a sam podreptał zrobić sobie kawę.
   Piłkarze zeszli z murawy do szatni, by oddać się rozmowom, żartom i innym niekoniecznie ważnym sprawom. Prysznic zszedł na boczny tor, choć w tej chwili powinien być na pierwszym planie, no ale cóż ... Panom to nie przeszkadzało.
   Młodzi pomocnicy Legii zbierali sumiennie każdą piłkę i pakowali ją do olbrzymiego worka. Gwarny na co dzień stadion, ogarnęła teraz cisza. To niesamowite zjawisko zdarzało się niezwykle rzadko, więc obecni na murawie pan Wiesio od koszenia trawy i pan Miecio magazynier napawali się tą chwilą, w ogóle nie zwarzając na piłkarzy.
   Dominik przyglądał się bacznie Kubie. Przyglądał się jego pochylonym plecom, przyglądał się jego sięgającym po piłkę rękom, obserwował jego kamienną twarz i bujną czuprynę i doszedł do wniosku, że coś jest nie tak. Być może chodziło mu o grzywkę zaczesaną na prawy bok, a nie jak zawsze na lewy.. Być może chodziło mu o białe adidasy, których Kosa zazwyczaj nie nosił, bo uważał, że "są mało męskie i kropka". Być może chodziło mu o czapkę przyjaciela, która zwykle leżała przez całą jesień w szafie. Jednak im bardziej Dominik przyglądał się Kubie, tym bardziej umacniał się w przekonaniu, że jednak chodzi o coś więcej. Zrobił więc dwa kroki do przodu, ale widząc nietęgą minę przyjaciela, zrobił trzy kroki w tył. Potem znów dwa w przód i trzy w tył. I tak w koło Macieju. Stojący z boku boiska pan Wiesiu i pan Mieciu mogliby sobie pomyśleć, że młody pomocnik Legii uczy się w tej chwili tańca, choć te kroki za nic nie przypominały układu tanecznego. W końcu jednak Furmi zebrał się na odwagę i podszedł do Kuby.
- Wszystko w porządku?
   Ups ... Lepiej byłoby, gdybyś o to, Dominiczku, nie pytał.
- Sam nie wiem ... - mruknął Kuba i wrzucił ostatnią piłkę do worka
- Chodzi o ten koszmar? - troska, jaką dało się słyszeć w głosie Domiego przyprawiłaby was o łzy w oczach. Naprawdę.
   Kuba pokiwał głową. Potem obaj zaciągnęli worki do magazynu. Solidarnie.

Mam nadzieję, że się podoba :D

4 komentarze:

  1. Co za ulga.... dobrze, że to był tylko sen.
    Rozdział jak zwykle świetny.
    Czekam na kolejny i pozdrawiam :)
    PS W wolnej chwili zapraszam do mnie - dopiero zaczynam, ale mam nadzieję, że się spodoba :)
    wielki-gatsby.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu jak mi ulżyło! <3
    Rozdział świetny, a Dominik jaki kochany przyjaciel ;)
    Czekam na nn, buziaczki ; **

    OdpowiedzUsuń
  3. Domiś jaki przyjacielski :)
    Białe adidasy hahah :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń