Poniedziałek, godzina jedenasta trzydzieści pięć. Gdzieś pomiędzy Zakopanem a Warszawą, czerwonym Fiatem Doblo jechała młoda, ambitna studentka prawa. Próbowała dostać się do stolicy, ale zakorkowana Zakopianka skutecznie to uniemożliwiała. Poirytowana, biła się w pierś, że odłożyła wyjazd na ostatnią chwilę. A przecież miała tak dużo czasu! W pewnej chwili ze schowka dało się słyszeć ciche brzęczenie telefonu.
- Córciu, gdzie ty jesteś? Powinnaś być trzy godziny temu! - w słuchawce rozległ się głos zdenerwowanej rodzicielki
- Mamuś, spokojnie. Droga jest zakorkowana i tyle - Zuza wysiliła się na spokój, choć w tej chwili najchętniej waliłaby głową w kierownicę
- Ale miałaś być już dawno w domu!
- Powroty z wakacji zawsze są trudne ...
- Ale ile można stać w korku?! No powiedz mi, ile?! - poczciwa kobiecina była u kresu wytrzymałości
- No ja już stoję dwie i pół godziny ...
Cisza.
- Halo, mamo! - ponagliła Zuza
- To ja lepiej upiekę ciasto ...
Tak, tak będzie zdecydowanie lepiej.
W tym samym czasie...
- Panowie! Zachowujecie się jak dzieci! - trener Urban był wyraźnie zdegustowany poziomem jaki reprezentowali w tej chwili jego podopieczni. Przecież zawsze dawali z siebie wszystko! A teraz? No cóż, biedny pan Jan musiał się przyzwyczaić do takiego stanu.
A o co poszło? A o to, że Jakub, syn Romana po raz kolejny wykopał piłkę wysoko ponad bramką, a swoją złość wyładował na stojącym obok Kubie Wawrzyniaku. Efekt? Podbite oko. Kosy, nie Wawrzyniaka.
- Wszystko w porządku? - Dominik podszedł do swojego leżącego na murawie kolegi (bo Wawrzyniak silnym chłopem był) i pomógł mu się podnieść
- A weź! - Kosa odepchnął rękę przyjaciela i podniósł się o własnych siłach, po czym chwiejnym krokiem skierował się do szatni
- Sztary, co się z Tobą dźeje? - do młodego pomocnika podszedł Dusan Kuciak i przemówił do niego po polsku, ale z iście słowackim akcentem
Kuba przewrócił oczami i otworzył drzwi pomieszczenia.
- Treningi mi nie wychodzą, pokłóciłem się z ojcem, a na dodatek rozstałem się z dziewczyną! Chyba mam prawo być nieszczęśliwy, tak?! - mruknął niezadowolony, wchodząc do środka
Cztery godziny później ...
Zuza właśnie wchodziła do domu, kiedy jej niesforny owczarek niemiecki stłukł jej ulubioną grecką wazę.
- Mój Boże, Dżeko! - wrzasnęła właścicielka kudłatej bestii, wypuszczając tym samym ciężkie walizy na podłogę
Pies wystraszony tym hałasem, pobiegł do kuchni i położył się pod lodówką z nadzieją, że jego pani nie nałoży na niego surowej kary. Istotnie, tak było. Ale nie dlatego, że Zuza miała gdzieś wazę. Stało się tak, ponieważ odkryła inną, przerażającą sprawę. Okazało się mianowicie, że jakiś bezczelny typ (spod ciemnej gwiazdy, zapewne) ukradł jej komórkę! I to w dodatku nową! Kosztowała 300 zł! Co za pech ...
- Halo? Pani Zuzanno, jest tu pani? - w drzwiach pojawił się właściciel kamienicy - Bo ja chciałem poinformować, że sprzedaję to lokum i ma pani tydzień na wyprowadzkę
- Ale jak to sprzedaje pan?! Przecież ja tu mieszkam! - zaprotestowała brunetka, ale mężczyzna tylko wzruszył ramionami
- Trudno. Musi pani znaleźć sobie inne mieszkanie. Przykro mi
Kiedy drzwi się zamknęły, kiedy Dżeko zaczął dobierać się do poduszki i kiedy do Zuzy doszło, że musi się wyprowadzić, nadeszła kolejna katastrofa. Pani Katastrofa.
Pierwsze koty za płoty :D
Jak wam się podoba prolog i co według was stanie się w 1 rozdziale?
Prolog świetny, ciekawe jak potoczy się ta historia. Super! Czekam na rozdział pierwszy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny. Buziaki i zapraszam do siebie :-)
Zapowiada się ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńNo proszę :D Prolog genialny :D Czekam na rozdziały :D
OdpowiedzUsuńOoo :D Co ja widzę :D Kolejne ciekawo zapowiadające się opowiadanie :D
OdpowiedzUsuńPisz, pisz, jestem ciekawa co to za katastrofa :D